Kliknij obraz, by obejrzeć go w powiększeniu
Halina Banaś (1928-2006) - przez ponad 37 lat redagowała szkolne czasopisma brajlowskie – „Promyczek” i „Światełko”.
Halina Elżbieta Banasiówna urodziła się 8 lipca 1928 r. we wsi Kęczewo koło Mławy. Była najmłodsza z siedmiorga rodzeństwa. W dzieciństwie straciła wzrok, wylewając nieostrożnie na siebie kubek gorącej herbaty. Za namową miejscowego nauczyciela i przy jego pomocy umieszczono dziewczynkę w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach Warszawskich. Tam odbyła edukację podstawową, nieco opóźnioną przez lata okupacji hitlerowskiej. Na dalszą naukę wyjechała do Łodzi, która po zniszczeniu Warszawy stała się najważniejszym ośrodkiem kulturalnym w kraju. Ponadto w Łodzi istniała szkoła z internatem dla dzieci słabo widzących, gdzie Halina Banaś mogła zamieszkać.
W 1946 r. rozpoczęła naukę w średniej żeńskiej
szkole prywatnej Janiny Czapczyńskiej. Szkoła ta została wkrótce
upaństwowiona jako XVI Liceum Łódzkie. Halina Banaś należała do
najlepszych uczennic. Miała też bardzo ładny głos, sopran, i pobierała
prywatne lekcje śpiewu. Była osobą niezwykle ambitną, pragnęła
kształcić się w dobrych, renomowanych uczelniach. Dlatego, po uzyskaniu
świadectwa dojrzałości w 1951 r., podjęła studia polonistyczne na
Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, gdzie wykładowcami było wielu
profesorów o światowej sławie, jak np. prof. Juliusz Kleiner,
wybitny znawca romantyzmu.
Pewnego razu podczas wykładu prof. Piszczkowski
zwrócił uwagę, że ktoś przeszkadza mu uporczywym stukaniem.
Halina Banaś wstała i powiedziała, że jest niewidoma i robi notatki
brajlem przy pomocy rysika i tabliczki. Było to chyba pierwsze w życiu
spotkanie profesora z osobą niewidomą. W efekcie przysłał on do Haliny
swoją córkę, także studentkę, która odtąd przychodziła w
każdą sobotę, aby czytać niewidomej koleżance. Wiadomo, że na
polonistyce trzeba poznać wiele dzieł literackich. Nie było wtedy ani
podręczników, ani odpowiedniej literatury wydanych w wersji
brajlowskiej. O książce mówionej nikomu się jeszcze nie śniło.
Ale dla Haliny Banaś nie stanowiło to problemu. I w Łodzi, i w Krakowie
miała wiele uczynnych, życzliwych koleżanek, które zgłaszały się
z pomocą.
Banasiówna wcześnie nawiązała bliski kontakt
z Polskim Związkiem Niewidomych. Dała się tam poznać jako osoba
energiczna, inteligentna, błyskotliwa i bardzo elokwentna. Po uzyskaniu
magisterium w 1955 r. otrzymała od ówczesnego prezesa Związku,
Leona Wrzoska, propozycję pracy w dziale wydawniczym Zarządu
Głównego PZN. Została redaktorem czasopism szkolnych. Zaraz też
otrzymała mieszkanie w Warszawie i sprowadziła tu ze wsi swoją mamę.
Rozpoczęła tę pracę z dużym zaangażowania i
poczuciem odpowiedzialności. Od razu wiedziała, jakie czasopismo chce
tworzyć. Przedstawiła nowe inicjatywy, wprowadzając szereg ciekawych
rubryk tematycznych w tych czasopismach. Redaktor H. Banaś nie założyła
własnej rodziny, toteż praca ta była dla niej wielką wartością. Nie
związana domowymi obowiązkami, wiele czasu poświęcała na wyjazdy do
ośrodków szkolno-wychowawczych na spotkania z uczniami i
nauczycielami. W czasie spotkań mali czytelnicy chętnie opowiadali o
wszystkich swoich ważnych sprawach, o problemach i marzeniach.
Niektóre z tych marzeń mogła spełniać sama redakcja. Rozmowy te
były cennym materiałem do wykorzystania w problemowych artykułach.
Przez kilka lat ukazywały się w „Promyczku” tzw.
opowiadania z puentę oparte na faktach autentycznych. Redakcja
organizowała różnego rodzaju konkursy, wciągając do udziału
liczną grupę dzieci. Wyjazdy do szkół owocowały liczną
korespondencją. Na każdy list czytelników red. Banaś odpisywała
własnoręcznie pismem punktowym. Była doskonałą brajlistką,
współautorką podręcznika do nauki brajla.
Uznała, że jej zawód wymaga ciągłego
edukowania się. Dużo czytała, chodziła do teatru, uczyła się
języków obcych, wyjeżdżała za granicę, choć w tamtych czasach
wyjazdy nie były tak łatwe jak dzisiaj. Mówiła biegle po
francusku, znała też angielski, czeski i rosyjski. Czytała w oryginale
czasopisma brajlowskie (głównie dla dzieci i młodzieży) z
Francji, Czechosłowacji i Związku Radzieckiego.
W 1963 r. otrzymała francuskie stypendium i
wyjechała na trzy miesiące do Paryża. Udała się tam bez przewodnika i
musiała samodzielnie poruszać się w tym wielkim, ruchliwym mieście.
Odważna i dobrze zrehabilitowana, poradziła sobie doskonale.
W młodości Halina Banaś była osobą o wesołym
usposobieniu, dowcipna, pełna fantazji, z dużym poczuciem humoru.
Cechowała ją duża aktywność życiowa i aspiracje, a także niezależność
poglądów i odwaga cywilna. Nie wahała się głośno wypowiadać
tego, co myśli. Nigdy nie godziła się na żaden kompromis z tym, co
wydawało się jej złe, niesprawiedliwe.
Prezentowała się jako osoba dbająca o swój
wygląd, elegancka pani niewysokiego wzrostu, w ciemnych okularach, o
miłym dźwięcznym głosie. Ale już od połowy lat osiemdziesiątych zaczęły
następować zmiany w jej wyglądzie i psychice. Nie wykazywała już tak
żywych zainteresowań, stawała się przygaszona, nawet nieporadna.
Zaczęły się problemy z pamięcią, pisaniem i mówieniem. Tylko jej
głos wciąż brzmiał młodo. Łatwo się męczyła, przypisując to zwykłemu
starzeniu się. W 1992 r. odeszła na emeryturę.
Stan zdrowia Haliny Banaś ciągle się pogarszał i
lekarze zdiagnozowali u niej chorobę Alzheimera. Jest to nieuleczalna
choroba uszkodzenia mózgu, charakteryzująca się zaburzeniami
psychicznymi i neurologicznymi. Chory traci stopniowo kontakt z
otoczeniem i wymaga stałej opieki drugiej osoby, zwłaszcza bliskiej i
kochającej. Halina Banaś mieszkała sama, toteż siostra Koleta,
franciszkanka z Lasek, zawiozła ją do zakładu w Laskach. Tam w
szpitaliku, pod fachową i troskliwą opieką sióstr zakonnych,
Halina Banaś przeżyła jeszcze 11 lat. Żyła już jak roślina tracąc
całkowity kontakt z otoczeniem.
Dzień jej pogrzebu był od rana deszczowy i wietrzny.
Ale później, podczas żałobnych ceremonii na laskowskim
cmentarzyku, niebo wypogodziło się i na chwilę błysnęło nawet słońce,
jakby ostatni uśmiech pożegnania zmarłej.
Danuta Tomerska, „Światełko” listopad 2006.